czwartek, 10 grudnia 2009

Herder

Z mojego czasu w Gdańsku pozostało niewiele ponad tydzień!
Jego koniec jest już dostrzegalny. Już wczoraj wygłosiłam wykład w Centrum Herdera na temat mojego pobytu w Gdańsku, moich wielorakich zadań i obowiązków tutaj na miejscu.
W przyszłym tygodniu we wtorek odbędzie się oficjalne zakończenie – o godzinie 18.00 w Nowym Ratuszu, w Sali Herbowej, będzie wiele przemówień, a potem rozmowa połączona z czytaniem krótkich tekstów.

Nadszedł zatem moment, by dokonać podsumowania spędzonego tu czasu, tych kilku miesięcy, tego, co one mi dały. Przyjechałam tutaj w środku lata, opuszczam miasto w zimie.
Mogę powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, bo znalazłam tutaj dokładnie tyle (a nawet więcej), czego oczekiwałam od Gdańska: substancję miasta, różnorodność, ciekawych ludzi, z których każdy ma własne fascynujące losy i rodzinną historię.

Tak, nawet jeśli jak najdokładniej przyswoiłam sobie miasto (tak pod względem architektonicznym, jak i geograficznym), to jednak najbardziej chyba będzie mi brakowało przede wszystkim ludzi, gdańszczan.
To oni są źródłem inspiracji. Tego, co stanowi ich tło – miasta – również będzie mi brakować. Mimo to jednak dobrze będzie oddalić się od niego, aby przed oczami duszy stworzyć je na nowo. W procesie tworzenia dystans jest rzeczą niezbędną.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Malbork




W weekend zrobiłam sobie krótką wycieczkę za miasto do Malborka. Już od dawna to miałam w planie i teraz, niedługo przed wyjazdem, chciałam to zrealizować…
Za oknem pociągu grudniowa szarość, szyby były zupełnie zaparowane oddechami ludzi siedzących w przedziale. Jakimś cudem jednak wysiadłam na właściwej stacji.

Krótka przebieżka po miasteczku Malbork aż do zamku rozpościerającego się nad brzegiem rzeki. A słowo "roz-pościera" jest w tym kontekście chyba najbardziej trafnym określeniem – naprawdę trudno byłoby chyba znaleźć podobnie rozległy kompleks architektoniczny.

Opłaciło się, i to nawet bardzo. Malbork to nie tylko cud architektury późnego średniowiecza, stanowi on także encyklopedię sztuki i historii restauratorskiej, która mówi o tym, kto, jak i co zniszczył i kto, jak i co odbudował. To, co dziś widzimy to tylko wynik, coś, co w tej chwili znajduje się na końcu łańcucha zdarzeń. Właśnie – to jest teraźniejszość, która będzie się rozwijała dalej.

sobota, 5 grudnia 2009

Leśne powietrze

Od wczoraj pośrodku ulicy Długiej, zaledwie parę kroków od fontanny Neptuna, rozpościera się gęsty, wysoki las. W każdym razie można by tak pomyśleć, stojąc na drugim końcu Długiej i kierując spojrzenie obok Ratusza w stronę Motławy…
Ustawiono tam olbrzymią choinkę, wysoką na kilka metrów jodłę, i nie można sobie wyobrazić, że gdzieś na Syberii rośnie piękniejszy okaz niż ten tutaj.

Tak też można by sobie przynajmniej pomyśleć, a zwłaszcza wówczas, gdy miało się okazję zobaczyć to drzewo, zanim zostało przystrojone....
Kiedy przechodziłam obok niego parę godzin po jego ustawieniu, żeby zaczerpnąć jeszcze nieco leśnego powietrza, zapachu żywicy, wspaniała zieleń jego igliwia ledwo była widoczna, bo choinka była już obwieszona girlandami światełek w kolorze białym, czerwonym, niebieskim i we wszelkich innych barwach, jakie dostępne były w pudełkach z girlandami świetlnymi.
Cóż zrobić, po prostu coraz bliżej do Bożego Narodzenia! W niedzielę będzie świętego Mikołaja, nie da się zaprzeczyć!

czwartek, 3 grudnia 2009

Deutsche Welle

Dzisiaj w Café Ferber udzielałam wywiadu dziennikarce ze stacji radiowo-telewizyjnej Deutsche Welle.
Kiedy wreszcie w ciepłym wnętrzu kawiarni odtajały nam nosy i dłonie (w nocy z nagła pojawiła się w Gdańsku zima, na trawniku w parku i na samochodach zaparkowanych na ulicy leżał szron), a obsługę udało się przekonać do wyłączenia muzyki, rozmowa potoczyła się w kierunku niemieckiego i polskiego samopostrzegania i ewentualnej roli „pisarza miejskiego” w tym kontekście.

Co bowiem można osiągnąć, piastując taką funkcję („urząd”, jak to stanowisko jest określane po polsku), co można zdziałać? Już wkrótce po moim przyjeździe do Gdańska wiedziałam, że w żaden sposób nie da się tego porównywać z normalną pracą pisarza.
Chodziło tutaj o coś więcej, ta działalność stanowiła również polityczne przesłanie, było to stypendium o wymiarze politycznym.

Na pytanie, co takiego tutaj robiłam, po którym jednym tchem wyrecytowałam wszystkie swoje obowiązki, dziennikarka mocno się zdziwiła i zapytała "I wszystko to w ciągu 5 miesięcy? "
Tak, powiedziałam, to wszystko w ciągu 5 miesięcy, a przy tym udawało mi się nawet popracować trochę nad powieścią, od czasu do czasu.

wtorek, 1 grudnia 2009

1 grudnia

Już pierwszego dnia grudzień pokazuje się od swojej bezlitosnej strony – od dzisiejszego ranka światło dnia nie nabrało pełni, a za dwie godziny dzienna szaruga znów prędko zmieni się w wieczorną i nocną czerń.
Jeszcze latem nie przypuszczałabym, że będzie mi brakowało jarmarku bożonarodzeniowego, ciągnącego się wzdłuż ulic i wprawiającego w dobry nastrój rozmaitymi światłami i smakołykami… Moja przyjaciółka Aga powiedziała, że w weekend przed teatrem zostanie ustawiony duży namiot, w którym będzie kilka stoisk… Ale to po prostu nie to samo.

Znajoma wyjechała wczoraj poirytowana do Warszawy. Powiedziała, że czasami już nie wytrzymuje w Gdańsku, a już od dwóch lat pracuje w tym mieście i mimo to nie może się do niego przyzwyczaić. Teraz odwiedza swoich przyjaciół w stolicy i codziennie korzysta z możliwości wybrania się do 20 różnych galerii i na tyleż wernisaży.

Ja nie mam wielu powodów do narzekania – miasto wielkości Gdańska o wiele bardziej mi odpowiada, a oferty kulturalnej z całą pewnością też tutaj nie brakuje. Sama już nie wiem, ile koncertów, wernisaży i wieczorów autorskich mnie ominęło, bo ja akurat uparłam się, żeby w tym czasie pisać. Nie, do Warszawy nic mnie nie ciągnie!

niedziela, 29 listopada 2009

Uśmiech proszę!

Dzisiaj – szary, deszczowy dzień, już około trzeciej zaczęło zmierzchać… Dzień jakby stworzony do tego, by spędzić go w domu, siedząc w fotelu przy dużych ilościach herbaty i dobrej książce.
Ale co zrobić, jeśli kogoś wciąż ciągnie na zewnątrz, bo czuje, że jeśli nie wyjdzie na dwór i nie pochodzi po ulicach, to coś w tym mieście przegapi?

Wtedy pozostaje ubrać się w kurtkę przeciwdeszczową, nałożyć zimowe buty (wysoko profilowane!) i; naprzód na przekór deszczowi i chłodowi. Wiadomo, że rozmyślać można w każdą pogodę, tak więc pogrążona w myślach wędrowałam przez Śródmieście z kapturem głęboko nasuniętym na czoło. Nawet gołębie siedziały kompletnie zmoczone i zmierzwione na schodach Dworu Artusa – to był żałosny widok.

Mój nastrój, choć przytłumiony, wcale nie był zły; każdy wie, jaki wyraz twarzy ma człowiek, kiedy jest skupiony… Otóż w chwili, gdy miałam zamiar skręcić w ulicę Lektykarską, wyskoczył przede mną jakiś starszy niemiecki turysta i wesoło wykrzyknął: „Uśmiech proszę!”
Nie ma to jak jegomoście, których nie opuszcza dobry humor!

piątek, 27 listopada 2009

Lustrzany obraz

Dziś na ulicy Świętojańskiej, niedaleko mojego mieszkania, przeżyłam coś urzekającego – jakiś mężczyzna niósł barokowe lustro, trzymając je z boku, pod pachą, a właściwie to taszczył je, bo tak było ciężkie.
Kiedy przechodził przez ulicę, trzymał lustro akurat pod takim kątem, że odbijała się w nim część kościoła Mariackiego i położonego przy nim parku…
Odrealniona rzeczywistość! ... oto, co może wywołać taki wycinek – zdumienie faktem, że istnieje nie tylko rzeczywistość otaczającego nas świata, lecz także rzeczywistość luster.

Szkoda, że nie udało mi się w odpowiednim momencie wydobyć mojego aparatu fotograficznego, żeby uchwycić ten podwójny Gdańsk. W każdym razie natychmiast pomyślałam o roli literatury, rzecz jasna przede wszystkim literatury związanej z Gdańskiem.
Ona też próbuje przedstawiać Gdańsk i czyni to tak, jakby naprawdę go przedstawiała, jednak jest to zawsze rzeczywistość lustrzana. To wszystko tylko tak wygląda, ale tak naprawdę jest to coś innego – wymiar równoległy. Literatura.