Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOŚCIÓŁ MARIACKI. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOŚCIÓŁ MARIACKI. Pokaż wszystkie posty

piątek, 27 listopada 2009

Lustrzany obraz

Dziś na ulicy Świętojańskiej, niedaleko mojego mieszkania, przeżyłam coś urzekającego – jakiś mężczyzna niósł barokowe lustro, trzymając je z boku, pod pachą, a właściwie to taszczył je, bo tak było ciężkie.
Kiedy przechodził przez ulicę, trzymał lustro akurat pod takim kątem, że odbijała się w nim część kościoła Mariackiego i położonego przy nim parku…
Odrealniona rzeczywistość! ... oto, co może wywołać taki wycinek – zdumienie faktem, że istnieje nie tylko rzeczywistość otaczającego nas świata, lecz także rzeczywistość luster.

Szkoda, że nie udało mi się w odpowiednim momencie wydobyć mojego aparatu fotograficznego, żeby uchwycić ten podwójny Gdańsk. W każdym razie natychmiast pomyślałam o roli literatury, rzecz jasna przede wszystkim literatury związanej z Gdańskiem.
Ona też próbuje przedstawiać Gdańsk i czyni to tak, jakby naprawdę go przedstawiała, jednak jest to zawsze rzeczywistość lustrzana. To wszystko tylko tak wygląda, ale tak naprawdę jest to coś innego – wymiar równoległy. Literatura.

środa, 21 października 2009

Wały twierdzy i bastiony

Jednym z moich ulubionych miejsc w Gdańsku z całą pewnością stała się stara Kamienna Śluza, oddzielająca Dolne Miasto od Starego Przedmieścia.
Zaraz za wąską Bramą Nizinną – przejazd przez nią odbywa się tylko na jednym pasie ruchu, dlatego ciągle są kłótnie o to, kto może przejechać pierwszy, wielkie trąbienie klaksonami i przepychanki – wznoszą się ziemne stożki bastionu Żubr i bastionu św. Gertrudy. A za nimi przesłonięta lasem ściana – Biskupia Górka, upstrzona różnymi kolorami i już mocno nadwyrężona burzami dziejowymi.

Powróćmy jednak do Kamiennej Śluzy: Tam, gdzie latem dzieci brykały i wpychały się nawzajem do mętnej wody panuje teraz cisza, łabędzie suną z wolna przez mgłę kładącą się na wodach Motławy, znikając raz po raz to w oparach mgły, to znów w przybrzeżnym sitowiu.
Ktoś odważny może przejść się po Kamiennej Śluzie, balansując po jej walących się pozostałościach, skakać z jednego granitowego bloku na drugi, by w końcu z bijącym sercem rozpocząć wspinaczkę na koronę bastionu św. Gertrudy. Kiedyś w tych wałach, które zostały usypane z ziemi i miejskich śmieci, można było znaleźć mnóstwo potłuczonej porcelany i monet. Teraz wszystko porosło trawą, nie ma szans, żeby dotrzeć głębiej do tego, co jest pod nią.

Z góry roztacza się cudowny widok na zachwycającą dzielnicę Dolne Miasto: na plac Wałowy, dawny lombard miejski czy wreszcie na Małą Zbrojownię, w której mieści się teraz Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych. Na jej dziedzińcu wystawione są prace ćwiczeniowe przyszłych rzeźbiarzy: tułowia, zwierzęta, fantastyczne stwory leżą tam przemieszane ze sobą, spoglądając spoza mgielnej zasłony na przechodniów. To chyba najbardziej poetyczny obraz ze wszystkich, jakie można tu znaleźć.

A w oddali, zupełnie w tyle: kościół Mariacki, a także wieża Ratusza. Jakie to wszystko wydaje się odległe!
Jednak póki co, to właśnie tutaj jest coś ciekawszego do odkrycia – stojąc tu na górze, u stóp bastionu Żubr można dostrzec otwór, który później okazuje się wejściem do jaskini nietoperzy. Jeśli ktoś tam zajrzy, owionie go zimny powiew. Królestwo za latarkę!

czwartek, 15 października 2009

Przeczucie

Gdy po raz pierwszy odwiedziłam kościół św. Mikołaja, nie wiedzieć czemu, ogarnęło mnie przedziwne uczucie niepokoju.
Kościół jest położony na końcu ulicy Świętojańskiej i wystarczyło tylko parę kroków, żeby do niego dotrzeć – stoi lekkim skosem naprzeciw kościoła Mariackiego, stanowiąc przeciwwagę dla tego najbardziej monumentalnego ze wszystkich kościołów.

Miałabym przy tym wszelkie powody ku temu, by zachwycić się kościołem św. Mikołaja, bowiem mało tego, że jest to najstarszy kościół w Gdańsku – zbudowany w XII wieku! – to jeszcze jest jedynym, który w czasie wojny pozostał zupełnie nienaruszony…
Oprócz cudownego sklepienia gwiaździstego posiada oryginalne wczesnobarokowe wyposażenie, a to w zupełności wystarczy, żeby wprawić w zachwyt tak zapalonego miłośnika architektury jak ja. Mimo to jednak onieśmielenie nowym miejscem wzięło we mnie górę, dlatego też wyszłam szybciej, niż można by się tego po mnie spodziewać.

Potem znów spotkałam się ze starą gdańszczanką, tym razem w Café Ferber, gdzie spędziłyśmy czas na długiej i bardzo gorącej rozmowie. Zanim wypiłyśmy do końca naszą kawę z mlekiem, opowiedziała mi, że gdy w 1945 roku zniszczone zostały domy setek gdańszczan, na miesiąc znaleźli oni schronienie w kościele św. Mikołaja – czy też raczej musieli tam jakoś przebiedować. Wiele dzieci wolało spać na posadzce, bo ławek było niewiele, a poza tym były twarde.

Dzisiaj wybiorę się do tego kościoła jeszcze raz i zobaczę, jak mi pójdzie tym razem.