środa, 21 października 2009

Wały twierdzy i bastiony

Jednym z moich ulubionych miejsc w Gdańsku z całą pewnością stała się stara Kamienna Śluza, oddzielająca Dolne Miasto od Starego Przedmieścia.
Zaraz za wąską Bramą Nizinną – przejazd przez nią odbywa się tylko na jednym pasie ruchu, dlatego ciągle są kłótnie o to, kto może przejechać pierwszy, wielkie trąbienie klaksonami i przepychanki – wznoszą się ziemne stożki bastionu Żubr i bastionu św. Gertrudy. A za nimi przesłonięta lasem ściana – Biskupia Górka, upstrzona różnymi kolorami i już mocno nadwyrężona burzami dziejowymi.

Powróćmy jednak do Kamiennej Śluzy: Tam, gdzie latem dzieci brykały i wpychały się nawzajem do mętnej wody panuje teraz cisza, łabędzie suną z wolna przez mgłę kładącą się na wodach Motławy, znikając raz po raz to w oparach mgły, to znów w przybrzeżnym sitowiu.
Ktoś odważny może przejść się po Kamiennej Śluzie, balansując po jej walących się pozostałościach, skakać z jednego granitowego bloku na drugi, by w końcu z bijącym sercem rozpocząć wspinaczkę na koronę bastionu św. Gertrudy. Kiedyś w tych wałach, które zostały usypane z ziemi i miejskich śmieci, można było znaleźć mnóstwo potłuczonej porcelany i monet. Teraz wszystko porosło trawą, nie ma szans, żeby dotrzeć głębiej do tego, co jest pod nią.

Z góry roztacza się cudowny widok na zachwycającą dzielnicę Dolne Miasto: na plac Wałowy, dawny lombard miejski czy wreszcie na Małą Zbrojownię, w której mieści się teraz Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych. Na jej dziedzińcu wystawione są prace ćwiczeniowe przyszłych rzeźbiarzy: tułowia, zwierzęta, fantastyczne stwory leżą tam przemieszane ze sobą, spoglądając spoza mgielnej zasłony na przechodniów. To chyba najbardziej poetyczny obraz ze wszystkich, jakie można tu znaleźć.

A w oddali, zupełnie w tyle: kościół Mariacki, a także wieża Ratusza. Jakie to wszystko wydaje się odległe!
Jednak póki co, to właśnie tutaj jest coś ciekawszego do odkrycia – stojąc tu na górze, u stóp bastionu Żubr można dostrzec otwór, który później okazuje się wejściem do jaskini nietoperzy. Jeśli ktoś tam zajrzy, owionie go zimny powiew. Królestwo za latarkę!

wtorek, 20 października 2009

Gdzieś daleko

Jest dwudziestego października, a za oknem przepadły gdzieś wszelkie punkty odniesienia.

poniedziałek, 19 października 2009

Genius loci

Tak więc w piątek odbył się wieczór autorski na Festiwalu MitOst w Gdańsku. Dwanaście stron opowieści miejskiej i taka cisza w sali, że słyszałam oddechy ludzi siedzących w pierwszym rzędzie. Po czytaniu dyskusja, która trwała dłużej niż pierwsza część – każdy chciał rzucić jakieś pytanie, generalnie dotyczące literatury albo Gdańska, ale padały też bardzo konkretne pytania na temat pisania, zadania, jakie mam do wypełnienia w Gdańsku, obowiązków i uprawnień, stypendium.
Rzadko kiedy doświadczałam na czyichś wieczorach autorskich, jak też i na swoich, tak otwartej i pogodnej atmosfery. To było wspaniałe, dziękuję!

Wieczór autorski, a także Festiwal, odbywał się w pomieszczeniach Kina Neptun przy ulicy Długiej, już samo miejsce było wielce obiecujące: obszerny hol wejściowy, schody i na końcu mniejsze sale kinowe wyposażone w osobno rozmieszczone fotele. A na zewnątrz, za oknami – słynna szczytowa zabudowa ulicy…
Raz lub dwa w trakcie czytania moja uwaga wymknęła się na zewnątrz, na zimny i mokry bruk ulicy Długiej, prześliznęła się pod Ratusz i Neptuna (w piątek pogoda uspokoiła się – mimo to goście z Niemiec, którzy chcieli przeprawić się do Gdańska promem, musieli zboczyć do Helsinek!) i dopiero potem powróciła znów do sali.
Genius loci!

Agnieszka siedziała dzielnie w ostatnim rzędzie, więc kiedy było już po wszystkim, mogłyśmy pójść razem na piwo.
Szłyśmy koło Bramy Wyżynnej, Katowni i Wieży Więziennej (była mżawka i wszędzie odbijały się refleksami pomarańczowe światła latarni), zmierzałyśmy w kierunku Ratusza Staromiejskiego, w którego piwnicach znajduje się Irish Pub. Przy piwie przychodzi na myśl, że nad tą piwnicą, ponad 300 lat temu, Jan Heweliusz nie zasiadał jako piwowar, tylko jako rajca miejski...
Ratusz jest jedynym budynkiem, który w tym rejonie Gdańska nie został zniszczony. Ciągłość istnienia tego budynku też ma w sobie coś niezwykłego! Jedynie do Guinessa trzeba najpierw przywyknąć.

czwartek, 15 października 2009

Przeczucie

Gdy po raz pierwszy odwiedziłam kościół św. Mikołaja, nie wiedzieć czemu, ogarnęło mnie przedziwne uczucie niepokoju.
Kościół jest położony na końcu ulicy Świętojańskiej i wystarczyło tylko parę kroków, żeby do niego dotrzeć – stoi lekkim skosem naprzeciw kościoła Mariackiego, stanowiąc przeciwwagę dla tego najbardziej monumentalnego ze wszystkich kościołów.

Miałabym przy tym wszelkie powody ku temu, by zachwycić się kościołem św. Mikołaja, bowiem mało tego, że jest to najstarszy kościół w Gdańsku – zbudowany w XII wieku! – to jeszcze jest jedynym, który w czasie wojny pozostał zupełnie nienaruszony…
Oprócz cudownego sklepienia gwiaździstego posiada oryginalne wczesnobarokowe wyposażenie, a to w zupełności wystarczy, żeby wprawić w zachwyt tak zapalonego miłośnika architektury jak ja. Mimo to jednak onieśmielenie nowym miejscem wzięło we mnie górę, dlatego też wyszłam szybciej, niż można by się tego po mnie spodziewać.

Potem znów spotkałam się ze starą gdańszczanką, tym razem w Café Ferber, gdzie spędziłyśmy czas na długiej i bardzo gorącej rozmowie. Zanim wypiłyśmy do końca naszą kawę z mlekiem, opowiedziała mi, że gdy w 1945 roku zniszczone zostały domy setek gdańszczan, na miesiąc znaleźli oni schronienie w kościele św. Mikołaja – czy też raczej musieli tam jakoś przebiedować. Wiele dzieci wolało spać na posadzce, bo ławek było niewiele, a poza tym były twarde.

Dzisiaj wybiorę się do tego kościoła jeszcze raz i zobaczę, jak mi pójdzie tym razem.

wtorek, 13 października 2009

Radio

… a dzisiaj o 18.15 w radiowej Trójce będzie wywiad ze mną połączony z przedstawieniem sylwetki pisarza…

Mitost. Wieczór autorski

W piątek o godzinie 20.00 w ramach Festiwalu MitOst organizuję wieczór autorski, na którym zaprezentuję teksty z opowieści miejskiej, która powstaje tutaj w Gdańsku równolegle z powieścią. Wieczór odbędzie się w Centrum Festiwalowym przy ulicy Długiej 57, na trzecim piętrze.

Podaję link do Festiwalu: www.mitost.org

Paskudna pogoda

Właśnie w drodze do domu, na ulicy Piwnej, o mało co nie zostałam zmieciona z ulicy – gwałtowne porywy wiatru, które zerwały kilka pasów materiału osłaniającego rusztowania przy kościele Mariackim, mewy w chwiejnym locie o mały włos zawadziłyby o szczyty dachów – potem nagle zaczął padać grad, deszcz, śnieg, wszystko naraz, a w oddali: pomruk grzmotu.

Za kościołem Mariackim, gdzieś przy Grobli, widziałam kałużę, po której gnały prawdziwe fale. Domy ze ścianami szczytowymi od kościoła św. Jana aż po kościół św. Mikołaja tonęły w ołowianej szarości, a ubrani w kolorową odzież przeciwdeszczową ludzie śpiesznie przechodzili z pochylonymi twarzami.
Zaraz znów wyjdę z domu – i tak już jestem przemoczona – chcę popatrzeć, co porabia Motława i jak wygląda Wyspa Spichrzów w czasie burzy. Z jakiegoś powodu takie stany pogodowe sprawiają, że przepełnia mnie uczucie euforii. Coś się dzieje!