wtorek, 17 listopada 2009

Pracowity dzień

Edukacyjna odyseja przez Gdańsk! W każdym razie takie odniosłam wrażenie…
Zaczęła się dziś o siódmej rano przejazdem tramwajem przez Wrzeszcz do Oliwy, na Uniwersytet Gdański. Tam w Instytucie Germanistyki czekało kilkudziesięciu studentów, z którymi przeprowadzam mały blok seminaryjny: O nowej literaturze niemieckiej ostatnich dziesięciu, dwudziestu lat, oraz krótki kurs przygotowawczy pisania kreatywnego.

Pani profesor, która zwykle prowadzi te zajęcia (literatura XX wieku) powiedziała mi co prawda wcześniej, że są to studenci 5 semestru, jednak byłam zaskoczona ich kompetencją językową. I wówczas, będąc tam, na trzecim piętrze uniwersytetu, o 8 rano, ogarnęło mnie ciche uczucie szczęścia – jak to wspaniale, że w Gdańsku są tak dobrze wykształceni, dwujęzyczni ludzie… W tym momencie stanowiło to dla mnie doskonałe nawiązanie do minionych czasów, to była świadomość (językowa), przed którą można jedynie chylić czoła.

Oczywiście to miało miejsce w Instytucie Germanistyki, na ulicy wprawdzie też można się z czymś takim spotkać, ale rzecz jasna rzadziej… Jednak mimo wszystko to zadziwiające, jak bardzo zbliżający i budujący zgodę może być fakt tak dobrego opanowania języka obcego. Zwłaszcza, gdy jest to język mający tak wiele wspólnego z miejscem, w którym się żyje.

W przyszłym tygodniu zatem następna część seminarium: Szkicowanie postaci oraz przestrzenie, miejsca, atmosfera. Najpierw jednak czekała mnie duża dawka herbaty – po zajęciach na uniwersytecie było spotkanie w Centrum Herdera, gdzie na początku grudnia również będę miała wykład. (Dokładniejsze informacje podam w najbliższym czasie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz