piątek, 9 października 2009

W Dworze Artusa

Stres ostatnich dni i wczorajszy chłód w Dworze Artusa dały mi się we znaki w postaci przeziębienia… a to wystarczający powód do tego, żeby pozostać w domu i przez wszystko jeszcze raz przebiec myślami.

Tak więc wczoraj najpierw odbyła się prezentacja książki „Skrzynka” w polskim przekładzie, z początku Grass czytał osobiście, potem aktor czytał wersję polską, następnie rozpoczęła się dyskusja na temat recepcji „Blaszanego bębenka”.

Dwór Artusa stanowił świetną oprawę dla tego wydarzenia: Nasz stół ustawiono od czołowej strony pomieszczenia, nad naszymi głowami unosiło się kilka drewnianych okrętów, które miały przypominać o sławie i bogactwie minionych (hanzeatyckich) czasów, a za plecami ze ściany wyłaniał się jeleń (mój współdyskutant Wojciech Boros bardzo usilnie prosił mnie, abym napisała o tym jeleniu. Tym samym prośba została chyba spełniona). A dokładnie po naszej prawej stronie stał ów słynny, wspaniały piec – cóż za paradoks, przebywać w jednej sali z tym królem wszystkich pieców i mimo to zastanawiać się, co by tu zrobić, żeby zrobiło się cieplej...

Kiedy rozpoczęła się dyskusja, problem rozwiązał się sam – napięcie wisiało w powietrzu, w końcu autor, o którego dziele mieliśmy dyskutować siedział pośród nas. A ja po jego lewej stronie. Mówiłam zdaje się coś o tym, że Blaszany bębenek jest jak tunel czasoprzestrzenny, a Grass uskarżał się na koniec, że biedni młodzi autorzy są tak mocno uwiązani do kanonów Bębenka. Kiedy to mówił, jego drobne dłonie gładziły lwie głowy na podłokietnikach. Później, w czasie kolacji w Radissonie ponownie podjęliśmy wątek tej rozmowy: upiory współczesnego pokolenia. Jednak więcej na ten temat w innym wpisie… czeka już na mnie ziołowa herbatka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz