niedziela, 25 października 2009

Kultura i sztuka

Po upływie niemal trzech miesięcy, teraz, u schyłku października, muszę sobie przypomnieć rozmowę, którą prowadziłam ze znajomym na początku sierpnia, w kawiarni na Piwnej - tej kawiarni, w której wszyscy zawsze się spotykają i piją kawę (wtedy jeszcze tego nie wiedziałam i myślałam, że to jakieś moje odkrycie).

W rozmowie tej mowa była chyba mniej więcej o tym, że w Gdańsku, zwłaszcza w porównaniu z innymi miastami tej samej wielkości, niewiele się dzieje w zakresie kultury i sztuki. Że w ogóle jest to miasto nieszczególnie związane z kulturą, kojarzone raczej z polityką i gospodarką. Wtedy przełknęłam tę opinię ze zdumieniem, zastanawiałam się, czy to może być prawda, a jeśli tak, to dlaczego.

Teraz, gdy od tego czasu minęły trzy miesiące, kręcę głową na wspomnienie tamtej rozmowy.
Wokół samego tylko miejsca mojego zamieszkania, w obrębie 500 metrów, można znaleźć tyle rzeczy, że nie jestem w stanie dotrzeć do wszystkich tych miejsc.
Wspaniała Galeria Miejska na Piwnej, gdzie organizowane są wciąż nowe wystawy, które mają odwagę robić coś nowego i chcą to pokazywać, nie tylko powtarzać; nowo otwarta Galeria Grassa na Szerokiej, w której nie tylko pokazywana jest sztuka mistrza, lecz odbywają się tam również wykłady i dyskusje; czy wreszcie, gwoli dokończenia tego trójtaktu, po drugiej stronie rzeki, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia – tam również co chwila są jakieś wystawy, happeningi, akcje.
A to tylko mały wycinek tego, co jest.

Po trzech miesiącach trzeba zwyczajnie stwierdzić: W Gdańsku coś się dzieje. Nie trzeba nawet tego specjalnie szukać, wystarczy wyjść temu naprzeciw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz