poniedziałek, 7 września 2009

O wszystkim

Właśnie bardzo intensywnie pracuję nad drugą publikacją, która ma być przygotowana równolegle z powieścią o Gdańsku (i która też znacznie wcześniej się ukaże), jej tytuł ma brzmieć: "Gdańsk. Opowieść o mieście." Wszystkie moje notatki, które dzień w dzień gromadziłam w swoim szkicowniku, są systematycznie przetwarzane na małe fragmenty literackie – wczoraj szło mi to nieźle, a kiedy po południu w pewnym momencie głowa zaczęła mi dymić od tych „fragmentacji”, wyszłam z domu i poszłam na Targ Węglowy, żeby na chwilę się od tego oderwać.

Był to, przynajmniej na pierwszy rzut oka, w pełni udany plan… w ramach Festiwalu Europejskich Stolic Kultury odbył się tam wczoraj mały „Festiwal Wilna”. To fascynujące, jak bardzo kultura litewska przyciąga Polaków. Stoiska z wyrobami z wełny, lnu, wędlinami i serami ledwo wytrzymywały napór kupujących.
Była też mała scena, na której grupa mniejszości polskiej na Litwie przedstawiała swoje tańce i pieśni, posługiwali się bardzo interesującym dialektem, w którym mocno wyczuwalny był rosyjski akcent.

Przeprowadziłam więc naprędce parę studiów etnologicznych i socjologicznych, a potem: dałam się porwać ogólnej euforii i kupiłam kawałek litewskiego sera z czosnkiem („oczeń wkusnyj!”). W domu znowu trochę pofragmentowałam, a wieczorem poszłam z Ines, Agą i Filipem na polsko-litewski koncert akordeonowy w kościele świętego Jakuba. Po godzinie wymknęliśmy się stamtąd, bo tym razem w miejsce skocznej muzyki ludowej oczekiwała nas interpretacja Bacha.

Dzisiaj będę musiała zwolnić biegu. W nocy okazało się, że ser z Litwy zupełnie nie był dla mnie łaskaw, to chyba kara za to, że nie wysłuchaliśmy do końca koncertu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz